Pierwszy i Drugi Batalion Balonowy

Oto opowieść, którą spisałem jeszcze w podstawówce. Ot, zainspirowany apelem, jaki "pan od historii" wystosował na lekcji do całej klasy, namówiłem mojego dziadka na gawędę o młodych latach. Pamiętam jak dziś - opowiadał aż do zmroku. Tamtego dnia musiałem już wracać do domu, więc dalszy ciąg miał nastąpić podczas kolejnej wizyty. I tak się jakoś złożyło, że nie nastąpił nigdy. Przy kolejnych spotkaniach odkładaliśmy to na przyszłość, aż... zabrakło nam czasu.

Kiedy po wielu latach porządkując papiery odkopałem te wspomnienia, nagryzmolone nieporadnie ręką dzieciaka w zeszycie w linie, poczułem ogromny żal, że nie starczyło mi zapału do zanotowania wszystkiego - i dumę z kogoś, kto dla swego kraju narażał własne życie. I coś jeszcze, coś, co bardzo trudno nazwać. Chyba satysfakcję, że przecież trzymam w rękach maleńki okruch polskich dziejów, którego nie widział jeszcze żaden znawca kampanii wrześniowej.

Dlatego wszystkim młodym ludziom, którzy przypadkiem trafili na tę stronę, przekazuję apel historyka ze szkoły podstawowej, choć dziś nie pamiętam już nawet jego nazwiska: Namawiajcie swoich dziadków na takie zwierzenia. Bo za jakiś czas będziecie żałować. Tak jak ja teraz.

Paweł Wrześniewski

Historia

W 1931 r. powołano mnie do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty w Cieszynie, gdzie w ciągu trzech miesięcy ukończyłem kurs rekrucki. Warunki były bardzo ciężkie, głównie ze względu na ograniczenia w dostawach wody z czeskiego Cieszyna, bardzo utrudniające utrzymanie higieny, mycie naczyń po posiłkach itp. Następnie trafiłem do Szkoły Podchorążych Wojsk Balonowych w Toruniu. Panowała tam o wiele lepsza sytuacja - tak pod względem mieszkaniowym, jak i wyżywieniowym oraz szkoleniowym.

Po 13 miesiącach służby w szkołach otrzymałem stopień plutonowego podchorążego i skierowanie na dalsze szkolenie do II Batalionu Wojsk Balonowych w Legionowie. W 1934 r., po odbytych ćwiczeniach okresowych, awansowałem na podporucznika rezerwy, tj. do stopnia oficerskiego.

We wrześniu 1939 r. zostałem powołany do służby czynnej w II Batalionie Wojsk Balonowych w Legionowie i przydzielony jako dowódca plutonu do jednej z organizowanych kompanii balonowych. W pierwszych dniach wojny skierowano mnie do obrony Warszawy, lecz wkrótce potem odwołano i wraz z całym batalionem wysłano transportem kolejowym w kierunku wschodnim.

Ewakuacja batalionu i podróż pociągiem odbywała się w bardzo trudnych warunkach, w szczególności jeśli chodzi o zaopatrzenie. Transport został wykryty przez niemiecki samolot, który - choć ostrzelany z ciężkiego karabinu maszynowego i trafiony - płonąc zdołał jednak odlecieć. Pilot powiadomił zapewne stacjonujące najbliżej jednostki niemieckiego lotnictwa o zgrupowaniu większej ilości wojska w okolicy Tłuszcza, wkrótce bowiem nastąpił nalot i silne bombardowanie.

Przerwanie torów kolejowych uniemożliwiło na jakiś czas dalsze posuwanie się na wschód. Choć dzięki współpracy z oddziałem saperów tory udało się wkrótce naprawić i podjąć podróż w kierunku Mińska Mazowieckiego, to jednak nagromadzenie transportów i wojska było na tej linii tak wielkie, że batalion ponownie musiał się zatrzymać. Ostatecznie zostaliśmy zablokowani na stacji kolejowej Sosnowe, nieprzyjaciel ostrzeliwał nas ogniem artylerii i bombardował z powietrza. Po stronie polskiej najpoważniejszą siłą był w tym rejonie pociąg pancerny, który - operując na wolnym odcinku torów - powstrzymywał napór wroga, znajdującego się wówczas już w okolicach Siedlec. Należałoby tu zwrócić uwagę na pewien znamienny incydent z owego okresu. Chodzi o zachowanie oficera niemieckiego, który wraz z grupą żołnierzy dostał się do naszej niewoli. Oficer ten podczas przesłuchania stwierdził mianowicie: "Teraz ja jestem w waszej niewoli, lecz wy będziecie w naszej na zawsze!"

W czasie postoju na stacji Sosnowe z sąsiedniej wsi, w której znajdowali się koloniści niemieccy, sygnalizowano nocą ruchy wojsk polskich. Miało wówczas miejsce następujące zdarzenie: Patrol wysłany pod mym dowództwem do wsi celem zbadania sytuacji natknął się na dwóch mężczyzn. Ci - sądząc, że mają już do czynienia z wojskami nieprzyjaciela (niebieskie mundury polskich wojsk lotniczych podobne były do niemieckich) - pozdrowili nas słowami "Heil Hitler!". Odesłani do dowództwa transportu udowodnili później, że zmobilizowani zostali do Wojska Polskiego, ale nie mogą znaleźć swej jednostki. Patrol natomiast, podążając dalej, starł się wkrótce z patrolem wroga. Niemcy, będąc na motorach, zdołali umknąć, tracąc jednak jednego zabitego i jednego rannego.

Sytuacja w rejonie postojowym stawała się tymczasem coraz poważniejsza. W związku z tym batalion rozkazem dowództwa opuścił transport i podwodami kierował się nadal na wschód. Po drodze był ostrzeliwany z c.k.m.-ów przez oddziały niemieckie, wskutek czego uległ częściowemu rozproszeniu - z rozkazem dowódcy ponownego zgromadzenia się w wyznaczonym punkcie zbiorczym.

Tu opowieść się urywa. Wiem jeszcze to, że w pewnym momencie dziadek ze swym towarzyszem broni stanęli przed wyborem: nadal podążać na wschód czy zawrócić. Nie doszli do porozumienia. Dziadek zdecydował się na powrót, trafił do niemieckiej niewoli, przeżył wojnę i dożył starości. Jego druh wybrał Kresy. Ostatnie miejsce na ziemi, które ujrzał przed śmiercią, nazywało się Katyń.

Fotografie przedstawiają m.in. żołnierzy grających w siatkówkę na tle gmachu Plutonu Podchorążych Rezerwy Wojsk Balonowych przy I Batalionie Wojsk Balonowych w Toruniu, hangary balonowe tego batalionu i jego przegląd do defilady z okazji święta 3. maja (1932 r.)